czwartek, 23 października 2014

Wracaly.

Pełzały z jednego zakamarka do drugiego.
Osiadały najgłębiej, tam gdzie
ciemność największa spowija
umysł człowieka.
Wiły się niczym kobry czekając,
aż jakiś bodziec popchnie
mnie do działania.
Były wszędzie, nigdy
nie mogłem się ich pozbyć.
Tam z tyły głowy zakorzenione
szeptały do mnie na przemian.
Było ich multum, a gdy pragnęły krwi
krzyczały i wrzeszczały.
Wybuchały bez ostrzeżenia,
jak fajerwerki na sylwestra.
Łaknęły tej czerwonej, gęstawej cieczy,
łaknęły moich splamionych rąk.
Buntowałem się, a one były
co raz intensywniejsze i głośniejsze.
Rozsadzały mi czaszkę,
świdrowały moje myśli nadając im
inny, przeklęty tor.
Obumierałem z bólu, leżąc
na zimnej posadzce,
zdarzało mi się płakać,
a one się śmiały, mówiąc,
że wiem co mogę zrobić,
by je zadowolić,
by znów zmieniły się w nic nieznaczące szepty.
Przegrywałem za każdym razem,
ale w momencie gdy zabiłem
po raz kolejny głosy w mojej głowie cichły.
A ja sam, samotny zostawałem,
błagając, by nie wróciły.
Wracały.

-opowiadanko, które wygrało konkurs,
dzielę się :3

1 komentarz:

  1. jak artystycznie;) zostaję na dłużej u Ciebie:) zapraszam do siebie;>

    OdpowiedzUsuń