środa, 29 kwietnia 2015



– Szczerze? Jestem zmęczona.
Facet roześmiał się.
– Niedługo świt – przypomniał.
Potrząsnęłam głową.

– Nie chodzi mi o takie zmęczenie.
– To o jakie?

– O takie… Takie prawdziwe, dogłębne. Takie, którego nie możesz odespać. Jestem
zmęczona… byciem.
Milczał przez dłuższą chwilę, a potem zwolnił i kątem oka dostrzegłam, że patrzy
na mnie.
– Nie okazujesz tego – powiedział.

– Nie okazuję wielu rzeczy.

Kolejne trzy kroki w absolutnej ciszy.

– To pewnie też jest męczące.
"Miałaś kiedyś tak, że obudziłaś się z naprawdę dobrego snu, więc próbowałaś znowu zasnąć? Albo złapałaś paskudną grypę i obiecałaś sobie, że będziesz bardziej doceniać codzienność, jak tylko wyzdrowiejesz? Tak się właśnie czuję. Po prostu chciałbym, żeby wszystko wróciło do normy".
"Nauczył mnie na przykład, że należy ulegać swoim pragnieniom wtedy, kiedy nadchodzą, i nic nie odkładać na później. ”

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Bez pukania

"Jeżeli cię pokocham, wejdź bez pukania, lecz dobrze to sobie przemyśl: Twoja dłuższa nieobecność sprawiłaby mi ból..."

sobota, 25 kwietnia 2015

Milosc.

Jak burza przychodzi
i odchodzi.
Niszczy wszystko
po drodze -
zakończenia nerwowe,
krwinki, organy, aż
dociera do sedna.
Zaciska swoje szpony
na skatowanym już
mięśniu - drwi sobie,
patrząc na cierpienie,
pokazuje środkowy palec
mózgowi, który nie potrafi
pomóc.
Ostatecznie wyrywa serce
z piersi, rzuca na ziemię.
Sprawia, że klęczysz,
że błagasz, by ból przestał
przeszywać Cię raz za razem.

Ona, tylko ta prawdziwa
potrafi tak zniszczyć...

niedziela, 19 kwietnia 2015

Jego, jego, jego..

Mimo, że nigdy się nie widzieli,
tęskniła właśnie za nim.
Wyobrażała sobie dotyk
jego dłoni na swoim ciele.
Jego głos szepczący
do ucha najgorsze sprośności.
Jego usta wiodące prym
w najdelikatniejszych
zakątkach jej skóry.
Jego ciało po swoimi rękoma.
To ja go przyciąga, ja wtapia
palce w jego włosy.
Tęskniła i wiedziała,
że to złe.
Znów zaczynała mieć nadzieję.
Znów pragnęła, by ktoś złożył
obietnicę bycia tylko jej.

piątek, 17 kwietnia 2015

Przypominam.

Pojawiasz się zawsze, gdy przestaje
tęsknić.
Zawsze, gdy szczęście rozpiera
mnie od środka.
Pojawiasz się w snach.
Burzysz moją harmonię
i spokój.
Wtedy sobie przypominam.
Przypominam, że ktoś
taki jak Ty jeszcze istnieje.

niedziela, 12 kwietnia 2015

Wiecej.

Wchodzi do mojego
pokoju.
Opiera się delikatnie o framugę drzwi.
Patrzy na mnie, zawadiacko
przegryzając dolną wargę.
Zasycha mi w gardle, gdy
przekracza próg.
Moje tętno przyśpiesza,
gdy z jej jedwabistych ramion
zsuwa się koszula.
Jestem stracony,
odgarnia potargane włosy na bok,
znów przegryza wargę.
Pełną, krwistą, moją.
Wspina się na łóżko, siada na mnie
okrakiem.
Całuje mnie w usta - mocno,
zachłannie do bólu.
Sekundowa śmierć?
Jej palce pozbawiają mnie koszulki.
Słyszę jej oddech, czuje go tuż przy
swoim uchu.
Jej język wodzi po mojej szyi,
dreszcz podniecenia przebija się
przez moje ciało.
Nagle, bez ostrzeżenia wgryza się
w nią.
Jej pełne usta całują moją klatkę,
opuszkami palców zwiedza moją skórę.
Dotykam jej nagiego, gorącego ciała.
Moje dłonie spoczywają na jej perfekcyjnej
talii, schodzę w dół na jej pośladki,
chwytam.
Widzę jak patrzy.
Odpycha moje dłonie -
bawi się ze mną.
Całuje mój tors powoli z czcią,
schodzi co raz niżej i niżej.
Podnosi delikatnie głowę, jej roziskrzone,
ogniste oczy powiedziały mi wszystko.
Całuje moje kości biodrowe.
Odpina pasek moich spodni,
zdejmuje je ze mnie.
Czuję mój wzwód na swoim udzie.
Ostatni pocałunek, umieram,
gdy jej język przesuwa się wzdłuż mojego
penisa.
Bierze go do buzi,wypuszczam powietrze.
Z każdym jej ruchem staje się twardszy,
nabrzmiały, jestem pewien, że zaraz nie wytrzymam.
A ona jakby wiedząc przerywa, patrzę na nią
zdezorientowany.
Siada na mnie i czuję jej ciepłe, mokre,
ciasne wnętrze.
Czuję jak zaciska mięśnie kegla,
jak porusza się pewnie doprowadzając
mnie do szaleństwa.
Ostatni ruch - oboje - rozpadamy
się na milion, małych kawałków.
Opada tuż obok mnie i składa
pocałunek na moich ustach -
obietnicę czegoś więcej...

sobota, 11 kwietnia 2015

Najszczesliwszy.

Siedziała po turecku przy laptopie
i zawzięcia coś pisała.
Przegryzała dolna wargę
i raz za razem sięgała po kubek
gorącej kawy.
W swojej białej, za dużej,
opadającej na jedno ramię
bluzce z potarganymi
włosami była najpiękniejszą
kobietą na świecie.
Nachyliłem się do niej
i pocałowałem w szyję.
Uśmiechnęła się
tak jak tylko ona potrafi.
Świat się zatrzymał,
byłem najszczęśliwszym
mężczyzną na świecie -
w końcu.