środa, 30 listopada 2016

Tak samo.

Nabrała powietrza w płuca,
gdy tylko poczuła jego
dotyk na swoim ciele..

Jeden głęboki wdech,
gdy dłonią sunął
wzdłuż jej kręgosłupa,
zatrzymując się na karku
i owijając sobie jej włosy
wokół nadgarstka..

Wydech, gdy
lekko szarpiąc w tył
jej głowę, czule
ustami smakował
jej szyję..

Ciche jęknięcie,
gdy wbił zęby
w cienką pulsującą
skórę...

Zaparty dech w piersiach,
gdy okręcając ją
o 180 stopni wbił
się wargami w jej...

Zawsze tak samo,
ginęła w objęciach
jego miłości.

wtorek, 22 listopada 2016

Nigdy nie gasna.

Pełzały z jednego zakamarka do drugiego.
Osiadały najgłębiej, 
tam gdzie ciemność największa spowija umysł człowieka. 
Wiły się niczym kobry czekając, 
aż jakiś bodziec popchnie mnie do działania. 
Były wszędzie, nigdy nie mogłem się ich pozbyć. 
Tam z tyły głowy zakorzenione szeptały do mnie na przemian. 
Było ich multum, a gdy pragnęły krwi krzyczały i wrzeszczały. 
Wybuchały bez ostrzeżenia, jak fajerwerki na sylwestra. 
Łaknęły tej czerwonej, gęstawej cieczy,
łaknęły moich splamionych rąk.
Buntowałem się, 
a one były co raz intensywniejsze i głośniejsze. 
Rozsadzały mi czaszkę, 
świdrowały moje myśli nadając im inny, przeklęty tor. 
Obumierałem z bólu, leżąc na zimnej posadzce, 
zdarzało mi się płakać, 
a one się śmiały, mówiąc, 
że wiem co mogę zrobić, by je zadowolić, 
by znów zmieniły się w nic nieznaczące szepty.
Przegrywałem za każdym razem, 

ale w momencie gdy zabiłem po raz 
kolejny głosy w mojej głowie cichły.
A ja sam, samotny zostawałem, błagając, 

by nie wróciły.

Wracały.

piątek, 18 listopada 2016

Antykwariat,

Przejechałam dłonią po starym, 
dębowym biurku – 
pięknie prezentowałoby 
się w moim nowym mieszkanku – pomyślałam.
Przychodziłam do tego miejsca za każdym razem,

gdy dopadała mnie depresja.
Oglądałam wszystko po kolei, 

poznawałam historie każdego przedmiotu, 
tak jakbym uczestniczyła w danej sytuacji, 
jakbym dotykała tych ludzi, 
obcowała z nimi.
W jednej chwili przenosiłam się do innego świata, 

świata w którym nie było marazmu i szarości.
Były antyki, 

czułam ich zapach, 
znałam na pamięć każde minimalne uszkodzenie, 
zagięcie.
Czułam się częścią czegoś większego, 

czegoś co ma znaczenie.
Dzisiaj pod palcami czułam 

to dębowe biurko, zadbane, idealne. 
Wyobrażam sobie na nim lśniącą maszynę do pisania, 
wazonik ze świeżo ściętymi kwiatami,
notatki zapisane koślawym pismem.
Właśnie podchodzi do niego starsza pani, 

stawia gorący kubek z herbatą obok maszyny. 
Siada przy nim, 
a jej długie palce zaczynają tworzyć coś pięknego. 
Stuk, stuk, stuk – słyszę w swojej głowie, 
a na ustach maluje mi się uśmiech. 
Wracam do rzeczywistości, 
która nie jest już taka szara, 
proszę pana, który tu pracuje
o dostarczenie tego biurka pod wskazany adres.  
Wychodzę wciąż czując zapach dębiny i słysząc dźwięk maszyny.
Antykwariat – dom pełen magii.

czwartek, 17 listopada 2016

Niech.

Dotykaj i pieść...
Całuj i gryź..

Zawładnij nią,
jej myślami,
jej ciałem...

Okiełznaj ją
przywiązując nadgarstki
do poręczy łóżka...

Obezwładnij
wszystkie zakończenia
nerwowe,
wplatając cząstkę
siebie.

Zaspokajaj
ją raz za razem
swoim spojrzeniem..

Wypełnij jej duszę
słodkimi, odzianymi
w erotyzm słowami..

Niech na sam koniec
będzie na granicy,
niech błaga,
niech krzyczy...

Niech jej echo
wiedzie Twoje imię..

środa, 16 listopada 2016

Nefretete.

Zdjęła okulary i przetarła zmęczoną twarz. Od kilkudziesięciu godzin siedziała nad aktami. Zebrała swój tyłek z krzesła i usłyszała jak jej kości wydają nieartykułowane dźwięki. Brawo Ive, masz dopiero trzydziestkę na karku, a już czujesz się jak staruszka. Porozciągała się trochę i udała po... Który to już kubek kawy? Sama nie wiedziała, gdy wstawiała wodę cały czas przed oczami miała miejsce zbrodni. Dębowe biurko oblane krwią, siwe włosy posklejane czerwonym płynem, tępy, pozbawiony blasku wzrok. Podłączyła gaz, oparła się o blat, znowu wizja. Brak śladów włamania, ofiara nie broniła się, sejf otwarty na oścież. Gwizd przywrócił ją do rzeczywistości, zalała wrzący napar i ponownie udała się do biurka. Zanurzyła swoje karminowe usta w kubku i czuła jak gorąca fala kofeiny przelewa się przez jej przełyk. Rozpostarła nogi pod biurkiem, zamknęła oczy i przeniosła się ponownie na miejsce zbrodni. Widziała ekipę techników oznaczających teren, siebie przesłuchującą pokojówkę - czyste marnotrawstwo, nic nie widziała, nic nie słyszała. Ofiara musiała znać napastnika, zapewne również sama otworzyła sejf, co skłoniło tego kogoś do morderstwa? I w jakim celu? Pieniądze? Biżuteria? Dzieło sztuki? Te i inne pytania kołatały się w głowie Ive, gdy rozdzwonił się telefon. Otworzyła oczy, złapała za słuchawkę i wypowiedziała jednym tchem:
- Sierżant Ive Trevorski, słucham?
- Już wiesz co zginęło z sejfu?
- Kto mówi?
- Podpowiem Ci, każdy bogacz to ma i niejednego jeszcze zabije, strzeż się, bo ze mną nie wygrasz.
Połączenie zostało przerwane, a Ive z niedowierzaniem przyglądała się słuchawce. Złapała szybkim ruchem kurtkę, wsiadła do auta i pojechała do biura. Po piętnastu minutach była już na komisariacie, a po dosłownie dwóch siedziała naprzeciwko swojego szefa i zdawała mu relację.
– Domyślasz się co mogło być w tej skrytce?
– Sądzę, że albo coś naprawdę cennego, albo wstydliwego dla naszego zabójcy. Musimy namierzyć wszystkich najbogatszych staruszków, zdobyć nakaz i zobaczyć co kryją w zakamarkach swoich domów.
– Wiesz, że to nie będzie takie łatwe?
– Jeśli nie chcesz mieć kolejnych zwłok, załatw mi to.
Powiedziawszy to Ive udała się do swojego wydziału, wydała kilka poleceń i sama usiadła do komputera, by przejrzeć listę najbogatszych staruszków. Po godzinie miała listę dziesięciu bogaczy, złapała kurtkę i pojechała pod pierwszy adres. Po dwudziestu pięciu minutach była już pod mosiężną bramą, a czekając aż się otworzy lustrowała wielki, antyczny dom. Po chwili parkowała już przed owym domostwem. Nie zdążyła zapukać, a drzwi już się otworzyły. Jej oczom ukazał się średniej wielkości młody mężczyzna.
- Pan Mcnight czeka na panią w bibliotece, proszę za mną. Posłusznie udała się za nieznajomym, przyglądając się mijanym antykom. Zupełnie jak w muzeum, pomyślała. Gdy byli już w bibliotece poczuła się niezwykle mała, całe wnętrze wypełnione było wszelakimi książkami, a pomieszczenie pachniało starością. Z daleka dostrzegła krępego mężczyznę, który pochłonięty był jakąś lekturą, już chciała się odezwać, gdy usłyszała : - Witam, czym sobie zasłużyłem na wizytę tak pięknej i urodziwej kobiety? – podniósł głowę, a Ive ujrzała jego kocie oczy, w młodości musiał mieć niebywałe powodzenie.
- Dzień dobry, sierżant Ive Trevorski się kłania, mam do pana parę pytań.
-Policja w moim domu? A to nowość ! Proszę usiąść, kawy, herbaty?
- Nie dziękuje, wolałbym przejść do sedna sprawy.
- No dobrze, słucham w takim razie.
- Zapewne wie pan, że trzy dni temu został zamordowany pan Letio, otóż jego mieszkanie nie zostało splądrowane, chociaż mogłoby zważywszy, że był on zamożnym człowiekiem. Zginęła tylko jedna rzecz, którą zabrano z sejfu, a dzisiaj rano dostałam anonimowy telefon od mordercy, że nie spocznie on dopóki nie zdobędzie tego, czego tak pragnie. I teraz nasuwa się moje pytanie czy wie pan co było w skrytce?
- Proszę natychmiast opuścić moje mieszkanie. Niespodziewana reakcja wstrząsnęła lekko Ive.
- Czy coś się stało? Rozumiem, że śmierć pana Letio...
- Nie słyszała pani? Proszę natychmiast opuścić ten budynek ! – wykrzyczał Mcnight.
I
ve niesiona swoim doświadczeniem i niezawodnym instynktem , wiedziała, że Mcnight coś ukrywa, postanowiła kuć żelazo póki gorące.
- Proszę udostępnić mi zawartość swojego sejfu, natychmiast.
- Czy pani oszalała? Proszę stąd wyjść, albo każe panią wyprowadzić siłą.
- Jeżeli nie chce pan skończyć w kałuży krwi, proszę natychmiast pokazać mi zawartość skrytki – prawie wykrzyczała, wiedząc, że każdy boi się śmierci. Mcnight usiadł zrezygnowany i przeczesał przerzedzone włosy, pooraną zmarszczkami dłonią.
- Dobrze, proszę podejść. Ive zbliżyła się i czekała. Obserwowała jak staruszek wbija znany tylko jemu kod i otwiera drzwiczki. Wyjął na swoje sosnowe biurko dość sporych rozmiarów pakunek. Odwinął go i wtedy Ive zaparło dech w piersiach. Jej oczom ukazał się akt kobiety namalowany z niezwykłym kunsztem.
- Piękna, co to za kobieta?- spytała zafascynowana Ive.
- To grecka muza Klio, Marc, to znaczy Marc Letio był w posiadaniu Erato, muzy poezji miłosnej.
- Ile jest tych obrazów?
- 9, tyle ile było muz.
-Będzie pan musiał mi podać wszystkie nazwiska, od razu wyślę tam swoich ludzi, wie pan kto mógł to zrobić? Mcnight nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ telefon Ive się rozdzwonił, odebrała niesiona złym przeczuciem. - Nawijaj.
-Mamy kolejne morderstwo, ten sam schemat. Zaklęła w głowie, rozłączyła się i spojrzała na staruszka.
-Znowu to zrobiła.
-Nie rozumiem?- odpowiedziała zbita z tropu Ive.
-Znowu zabiła, Nefretete.
- O kim pan do diabła mówi?
-To kobieta, taki miała pseudonim Nefretete. Pięć lat temu wraz z moimi kolegami byliśmy na zjeździe historycznym, następnie udaliśmy się do dość egzotycznego miejsca, tam ją poznaliśmy.
-W klubie nocnym?
-Taa..k – odpowiedział zmieszany. – Chyba nam też należy się coś od życia. Była tajemnicza, wygimnastykowana, opowiedziała mi o obrazach, o tym że pewnego dnia uwolni się z tego miejsca dzięki nim, poprosiłem by mi je pokazała, sama pani widzi są piękne.
-Okradliście ją..- Ive dodała dwa do dwóch.
-Nie, dała mi je na przechowanie, żebym obeznał się i powiedział ile są warte, była zwykłą dziwką, to jest jej życiem nie zrobiłaby nic pożytecznego z tymi obrazami, chciała je sprzedać, rozumie pani, nie mogłem jej na to pozwolić. Wyczerpany usiadł, a na jego twarzy odbite były wszystkie lata życia.
-Błagam, proszę mnie ochronić, zrobię wszystko.. Ive spakowała obraz i zabrała Mcnighta na komisariat, opowiedziała wszystko przełożonym, ale cała ta sprawa nie dawała jej spokoju. Zebrała pozostałe siedem obrazów i pojechała do klubu o którym mówił Mcnight. Próbowała z kimś porozmawiać, dowiedzieć się o niejakiej Nefretete, niestety na próżno. Późnym wieczorem dostała kolejny telefon, wiedziała kto dzwoni.
-Jeszcze się spotkamy Ive. – powiedział stłumiony głos.

niedziela, 13 listopada 2016

Serce.

Myślała, że może od niego odejść, że tak po prostu może spakować swoje rzeczy i zniknąć z jego życia. Była jego własnością. Nie miała prawa mówić mu, że odchodzi.
Po raz kolejny wpatrywał się w zawartość kasetki i odtwarzał szczegóły ich związku. Mówiła, że będzie na zawsze. Kłamała - jak wszystkie poprzednie. Tyle, że ona, jedna, jedyna była wyjątkowa.
Dopił już trzecią szklaneczkę whisky i spojrzał ponownie na zawartość w pudełku.
Uśmiechnął się na widok zakrwawionego organu, który już nie pompuje krwi - w końcu od zawsze powtarzała, że oddała mu serce, on tylko wyciągnął rękę po to co jego.

sobota, 12 listopada 2016

Czern.

Telefon zadzwonił punktualnie, nie odebrała go, wiedziała co usłyszy. Ubrała czarne skórzane spodnie, czarną bokserkę, a na swoje smukłe ramiona zarzuciła również czarną ramoneskę. Włosy związała w koński ogon i włożyła swoje ulubione długie kozaki. Zapowiadał się chłodny wieczór.
Do torby wrzuciła termos z kawą, telefon włożyła do kieszeni kurtki i zatrzasnęła za sobą drzwi. W przeciągu kilkunastu minut znalazła się na miejscu. Wyjęła lornetkę i zaczęła obserwować obiekt, nigdy nie wiedziała nic o swoich ofiarach, płacono jej syto, a ona nie zadawała pytań, taki był układ.
Rozstawiła sprzęt, miała dość czasu, więc rozsiadła się wygodnie i sączyła kawę, tak jak myślała wieczór był mroźny, a na dodatek zaczął padać śnieg. Wypadałoby coś zjeść po przyjściu do domu, to chyba była jej kolej na zrobienie kolacji. Po drodze wstąpi do nocnego i kupi coś z mrożonek, była przecież zapracowaną kobietą. On to rozumiał. Po raz kolejny spojrzała przez lornetkę, cel znalazł się w odpowiednim miejscu, uwielbiała, gdy ułatwiano jej pracę. Nachyliła się, wycelowała, obiekt upadł wokół gorzała panika. Złożyła swoją snajperkę i spakowała do futerału. Rozejrzała się, czy aby na pewno niczego nie porzuciła na dachu i zbiegła schodami. Wymknęła się niepostrzeżenie i udała do auta. W drodze powrotnej wysłała sms’a i zadowolona nuciła AC/DC.
Po dwudziestu minutach wchodziła już do swojego mieszkania, odczytując wiadomość, że na jej koncie znajduje się już 20 tys. Uśmiechnęła się, uwielbiała swoją pracę.
Otworzyła drzwi i wpadła na swojego ukochanego.
-Bruno !- wykrzyczała, stało się coś?
-Był kolejny atak, ktoś zabił senatora, muszę jechać, przepraszam kochanie – pocałował ją w policzek i wybiegł.
Wzruszyła ramionami, przynajmniej nie będzie musiała gotować.

piątek, 11 listopada 2016

Nawiedzony dom.

Lawirowałam pomiędzy pokojami szukając wyjścia. Było ciemno co wcale nie ułatwiało mi zadania. Nie wiem jakim cudem się tu znalazłam, takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. Samotna kobieta, poszukuje schronienia i trafia do nawiedzonego domu z którego nie ma wyjścia – ale ja nawet nie pamiętam jak się tu znalazłam. Wiem, że od dobrych kilku godzin próbuje się wydostać.. Trzask. Cholera coś słyszałam, szybko popędziłam do kolejnego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zacisnęłam oczy i liczyłam, że cokolwiek to jest, pójdzie sobie i mnie nie znajdzie. Przestałam oddychać i nasłuchiwałam... Trzask. Nie wierzę, nie chce umierać, jestem za młoda, mam kredyt do spłacenia, Boże uratuj mnie.. Cisza..
Chyba ktoś tam na górze wysłuchał moich próśb. Otworzyłam oczy i krzyknęłam, jakaś ciemna postać wyciągała dłonie ku mnie, nie mogłam otworzyć drzwi, umrę...

Obudziłam się z piskiem, zlana potem zapaliłam nocną lampkę.. To tylko sen, to tylko zły sen, powtarzałam sobie.. Wstałam, by nalać sobie szklankę wody, wyszłam z pokoju i podążyłam wzdłuż korytarzem, który o dziwo nie miał końca.. Co u licha?
Wokół mnie znowu było pełno pokoi, dotarłam do końca i zobaczyłam wiszącą na drzwiach kartkę, gdy ją przeczytałam zamarłam..

-Masz jeszcze dwie szanse, mówiłem, że ode mnie nie odejdziesz
Twój kochany nawiedzony dom.

środa, 9 listopada 2016

Milosciowo.

- Alice !! Turyści zjechali !
- Już biegnę Greg !
- Zobacz jaka wesolutka ta panienka, hehe.
- Podobają mi się jej buty i płaszcz, przydałby mi się taki.
- Cicho ! Idą do Nas.
Młoda para zbliżyła się do zajazdu i promiennie uśmiechnęła.
-Witamy w Zajeździe pod Dębkiem !- wykrzyczała Alice.
- Chcielibyśmy wynająć pokój na tydzień – odrzekł mężczyzna, którego lustrował Greg.
- Nie ma problemu Rybeńko, chodźcie za mną.

Małżeństwo ulokowało się w swoim pokoju i po godzinie udało na zwiedzanie. Gdy wrócili późnym wieczorem czekała na nich kolacja, a w zajeździe nie było śladu żywej duszy.
Nagle zgasły wszystkie światła, kobieta zaczęła krzyczeć... Po chwili wszelkie odgłosy ucichły..

Alice weszła do miejscowego sklepiku, w którym zebrał się tłum, wszyscy zażarcie o czymś dyskutowali.
-Alice, czytałaś poranną gazetę?- zapytał ktoś z tłumu.
-Nie, stało się coś?- odpowiedziała niewinnie.
- Szeryf znalazł zwłoki młodego małżeństwa, to już kolejne, w gazetach rozpisują się, że z naszej mieściny nikt nie wraca żywy..
- Opisują Miłościowo jako czarną dziurę, z której się nie wychodzi? – zaśmiała się Alice.
-Raczej jako mroczne, chore i pełne tajemnic miasto, do którego nikt już nie zawita.
-Nie bądź taki pewny – odpowiedziała Alice, przemierzając półki w nowiutkim płaszczyku i butach.

wtorek, 8 listopada 2016

Krawat.

- Nie powinieneś nosić żółtego krawatu.
- Niby dlaczego? Lubię go.
- Oboje dobrze wiemy, że od godziny tłumaczę Ci jak bardzo Ci w nim nie do twarzy..
- Nie prawda, przez ostatnią godzinę próbujesz mi udowodnić, że mój krawat jest brzydki.
- Jedno nie wyklucza drugiego, na dodatek robię to w dobrej wierze.
- Czyżby?
- Czy gdyby tak nie było, doradzałabym Ci inny krawat? Przez godzinę?
- Jesteś kobietą, Twoje działanie może mieć głębsze dno.
- Chce byś dobrze wyglądał, dlatego załóż czerwony krawat.
- Dobrze, założę czerwony krawat, wrócę wieczorem.


Stukałam w klawisze klawiatury wyjaśniając mu po raz kolejny jak ważne jest, by nie zakładał tego krawata, robiłam to z miłości, chociaż on właśnie poszedł na randkę z inną. 

Nikt nie wie o jego istnieniu, o tym , że codziennie czekam na wiadomość.
Każdy może pomyśleć, że jestem idiotką, też tak czasem myślę, myślę, że go sobie wymyślałam, ale zawsze w tym momencie on wraca.
Jako jedyny wraca zawsze.

poniedziałek, 7 listopada 2016

Serce.

Zagryzam wargę.
On nie da mi spokoju, nie przestanie póki nie wypełnię jego woli.
Po raz kolejny gubię się w swojej głowie,
nie wiem już czy to moje czy jego myśli,
nie wiem czy wciąż mam kontrolę nad swoim życiem.
Czuję krew w ustach, pulsujące tętno, niesamowity ból głowy.
Wstaję z krzesła, przechadzam się w tę i z powrotem.
Krążę niczym w pułapce – on o tym wie, wie, że jestem tylko jego, że zawładnął moim umysłem, ciałem, sercem i duszą.
Otwieram okno, biorę głęboki haust powietrza.
Co jeśli mu się sprzeciwie, co jeśli nie wypełnię jego woli.
Moje drżące dłonie przeczesują włosy, gdy nagle słyszę głośne walenie do drzwi.
Zamieram – to nie może być prawda, jeszcze nie czas..
Ale właśnie nadszedł czas..
Pukanie zamarło.
Ostatni raz spojrzałam w okno, na miasto tętniące życiem.
Założyłam kombinezon, związałam włosy, do lewego buta wrzuciłam nóż.
Spojrzałam na fotografię, choć wcale nie musiałam – każdą rysę, każdy szczegół znałam już na pamięć.
Ten obraz wyrył się na moich źrenicach.
Kolejne pulsowanie głowy – jego głos.
Otworzyłam drzwi, widziałam jego oczy, kiwnęłam głową.
Byłam gotowa.
Byłam gotowa znów pozbawić dla niego kogoś życia, przynieść mu to czego pragnął -
ludzkie serce..

niedziela, 6 listopada 2016

Dom.

Skrzypiące deski, długie drewniane schody, kilkanaście pokoi.
Niejednokrotnie przyglądałam się tej budowli, z zewnątrz prezentowała się idealnie. Duże białe ściany, weranda okalająca dom i piękny ogród, który wręcz zapraszał.
Nigdy nie sądziłam, że takie miejsce może kryć tajemnice.
Przetarłam oczy, przede mną leżały raporty i stosy zdjęć, które nie miały znaczenia.
Wciąż w mojej głowie przewijały się obrazy tych kobiet.
Wszystkie po siedemdziesiątce, drobne, oplecione niebieskimi żyłkami. Według personelu i sąsiadów były pełne życia i energii – zdjęcia nie mogły już tego ukazać.
Kolejna kawa, kolejna zagadka, która nie pozwala mi zasnąć.
Przesłuchałam wszystkich, przeanalizowałam każdy najdrobniejszy szczegół.
Żadna z ofiar nie miała ze sobą nic wspólnego oprócz tego, że wszystkie mieszkały w jednym domu.
Domu spokojnej starości – Ironia.
Wszystkie zginęły tak samo, bezboleśnie, uśpione przez dawkę leków.
Czy wiedziały, że już nigdy nie otworzą swoich oczu? Miałam w głowie pustkę.
Chciałam wstać i rozprostować nogi, gdyż od kilkunastu godzin siedziałam próbując poskładać to do kupy, pech chciał, że potrąciłam kubek z niedopitą kawą.
Rozlała się po raportach, a ja wydusiłam z siebie serię przekleństw.
I wtedy to zobaczyłam. Mały ślad na nadgarstku jednej z nich. Nie zauważyłam tego wcześniej, ponieważ zlewał się z serią niebieskawych żył. Była to literka, zrobiona niezwykle delikatnie i nie była ona literą imienia denatki. Zebrałam wszystkie zdjęcia czując jak trybiki w mojej głowie przeskakują.
Każda miała małą wręcz niewidoczną literkę, zabójca chciał przekazać wiadomość.
Czytałam je jedna po drugiej próbując ułożyć słowo, nie to niemożliwe.
- A jednak..- usłyszałam cichy, zachrypnięty głos, głos tak dobrze mi znany..
- Dlaczego?
- Widzisz, prędzej czy później spotkałoby to mnie, słyszałam rozmowy, chcieliście mnie tam zabrać. Zamknąć jak więźnia, pozbyć się ciężaru, już wzięłam leki. Wybacz mi moja Ive- nie zdążyłam jej pomóc, wyszeptałam tylko : Babciu...

sobota, 5 listopada 2016

Ciekawosc.

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła,zawsze mi to powtarzano, ale czy ja słuchałam? 
Oczywiście, że nie.
I jak to się skończyło? ..

5h wcześniej :
Siedziałam znudzona w fotelu i wpatrywałam w kupkę złomu, zwaną telewizją, która oczywiście nie działała najlepiej, zresztą jak wszystko tutaj. Kolejny dzień umierałam z nudy. Dlaczego w ogóle dałam się namówić na ten wyjazd? Mówili mi babciu to sanatorium jest świetne, odpoczniesz, pozwiedzasz, nawdychasz się jodu i będziesz zdrowa jak ryba ! O tak, jakby było mi to potrzebne, jestem okazem zdrowia, ale czego nie robi się dla wnuków? Mozolnie wygramoliłam się z fotela i udałam na spacer, mimo, że w okolicy wszystko było pozamykane. Spacerowałam wzdłuż jakiejś alejki zamyślona i oczywiście zawędrowałam w nieznane. Niezrażona kroczyłam dalej, powoli się ściemniało i czułam się jak bohaterka jakiejś powieści, która ma do rozwiązania jakąś zagadkę i podąża pewnym tropem. Uśmiechnęłam się do swojego starczego umysłu, który wciąż mnie zaskakiwał. Z zamyślenia wyrwała mnie chatka, którą dostrzegłam, była zapyziała, ale moja ciekawość zwyciężyła i postanowiłam do niej zajrzeć. Może w środku będzie na tyle ładna, by ja wyremontować? Otworzyłam skrzypiące, stare drzwi i człapałam do środka, odrzucił mnie odór tego miejsca, już miałam wyjść, żeby nie zwrócić obiadu, gdy dostrzegłam coś w kącie....


CIEKAWOŚĆ.


Chwila obecna :
I jak to się skończyło? Czekam na policję, właśnie znalazłam zwłoki mężczyzny, może jednak się tu nie zanudzę?

piątek, 4 listopada 2016

Listopad.

Nadszedł listopad.

I nagle było ciężej,
niż zwykle,
wiedziała, że odszedł,
ale prościej było
założyć, iż jest
tylko nie może go być
w danym momencie

Niestety czasami
o tym zapominała
i czekając na niego
dziwiła się, że
jeszcze go nie ma...

czwartek, 3 listopada 2016

Roza.



Głosy w jego głowie były co raz głośniejsze, były niespokojne tak jak on. Przechadzał się z jednego kąta w drugi pocierając czoło, tak bardzo pragnął, by wreszcie przestały się odzywać, nie chciał ich więcej słyszeć, ale wiedział co musi zrobić.
Wziął mapę w rękę i poprowadził palec wskazujący po wyniszczonej już stronie.
Po chwili głosy ucichły, słyszał tylko lekkie pomruki, spojrzał na mapę i widniejącą miejscowość nad jego palcem.  Poznań  - a więc to tam czekają na niego kolejne ofiary.
~`~

Budzik nie zdążył wydobyć z siebie dźwięku, gdy punktualnie o siódmej uderzyła w niego ręką. Odrzuciła kołdrę na bok, wsunęła klapki na swoje małe stopy i udała się do kuchni. Wstawiła wodę na herbatę i oparła się o blat. Jej kasztanowe włosy opadły na smukłą twarz, nienawidziła tego to wszystko przypominało jej o nim, o tym jak zgrabnie zawsze odgarniał te kosmyki, jak witał ją pocałunkiem w szyję. Kolejna łza spłynęła po jej policzku, ze złością ją otarła i poszła związać włosy.  Włączyła laptopa i załączyła ulubioną playlistę, potrzebowała się zrelaksować. Usłyszała gwizd czajnika i pobiegła do kuchni, by go uciszyć. Zalała napar i znów usiadła do komputera, obok leżały akta sprawy nad którą obecnie pracowała. Była to już czwarta ofiara w przeciągu dwóch miesięcy. Dokładnie dziesięć dni temu znaleziono zwłoki młodej dziewczyny. Do tej pory przed oczami miała scenę, którą zobaczyła, gdy weszła do domu i której się spodziewała. Technicy zabezpieczali miejsce zbrodni, a ona widziała kolejną,  piękną kobietę odzianą w czarne pończochy, stringi i koronowy również czarny biustonosz. Włosy miała upięte w kucyk, a na twarzy maskę. Była przywiązana do krzesła, wyglądała jakby spała, ale Julia dobrze wiedziała, że sprawca ją udusił. Forma w jakiej została pozostawiona ofiara wskazywała po raz kolejny na morderstwo na tle seksualnym, lecz po wstępnej analizie okazało się, że denatka nie została zgwałcona tak jak poprzednie ofiary. Otrząsnęła się z tej wizji i spojrzała na zegar dochodziła za dwadzieścia ósma, a na w pół do dziewiątej powinna być na komisariacie. Zwlekła się szybko z krzesła i udała do łazienki. Nie miała w zwyczaju malować się do pracy, wyglądała pięknie również bez tego, miała duże czekoladowe oczy, pełne usta i ładnie zarysowane kości policzkowe. Umyła zęby i twarz, a następnie w tempie błyskawicy pobiegła do sypialni. Otworzyła swoją dużą szafę i przez chwilę podziwiała swoją kolekcję wyprzedażowych perełek. Zdecydowała się na ulubione boyfriendy, czarną bokserkę i granatowy żakiet, włożyła wygodne tenisówki i łapiąc klucze od samochodu i domu, zatrzasnęła drzwi i wybiegła na parking. Komisariat znajdował się na Alejach Marcinkowskiego, więc miała kawałek drogi zważywszy, że mieszkała na Sienkiewicza. Zasiadła za swoim pięknym smartem, odpaliła silnik i ruszyła, przy okazji włączając radio. Miasto tętniło życiem już od rana co bardzo jej się podobało. Po dwudziestu pięciu minutach z hakiem wbiegała już na komendę, witając się z kolegami. Rzuciła torbę na swoje biurko i pędem udała się do szefa, który się jej spodziewał. Wzięło głęboki wdech i zapukała, po chwili usłyszała ochrypłe :
- Wejść !
Otworzyła drzwi i pełna profesjonalizmu przywitała się z Szefem.
- Dzień dobry komendancie.
-Dzień dobry Julio, siadaj proszę – i jak na zawołanie usiadła na krzesełku.
-Chciał mnie szef widzieć z samego rana, stało się coś?- zapytała z dozą niepewności w głosie.
- Chciałbym wiedzieć, czy jest jakiś postęp w sprawie Marii Kordyńskiej, denatki z przed dziesięciu dni, macie jakiś trop?
- Niestety będę musiała szefa zmartwić, technicy nie znaleźli żadnych odcisków, ani śladów, które mogłyby nas doprowadzić do mordercy. Nie było też żadnych świadków, nikt nic nie wie, nikt nic nie słyszał. Przez wzgląd na to, że to już czwarta ofiara, poprosiłam o wstępny portret psychologiczny, ponieważ mamy doczynienia z seryjnym mordercą, który działa według określonego schematu.
Wszystkie ofiary były bezdzietnymi singielkami, miały długie blond włosy i liczyły po dwadzieścia pięć lat oraz wszystkie zostały pozbawione skrawka skóry nad łopatką.
-Tak, tak znam szczegóły sprawy, na przełomie dwóch miesięcy Ty i Twoi ludzie nie zrobiliście większych postępów, a liczba zgonów rośnie w związku z czym przydzielam Ci partnera.
-Przydziela mi szef, kogo? – zapytała osłupiała.
-Partnera.
I w tym momencie jak na zawołanie rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Wejść – wykrzyczał komendant, a po plecach Juli przebiegły ciarki.
Do pokoju wszedł wysoki, wysportowany brunet, w jednej chwili Julia rozpoznała rysy twarzy, te stalowe oczy, oniemiała.
- Julio, chciałbym Ci przedstawić Twojego nowego partnera Marka Zawadzkiego, jednego z najlepszych policjantów w Bydgoszczy, który specjalizuje się w tego typu sprawach.
- Nie musi szef, znamy się i nie sądzę, by było to potrzebne, nie wiem czy to dobry pomysł wprowadzać kogoś z zewnątrz, kogoś kto nie zna sprawy, wdrażanie go pochłonie... – nie zdążyła dokończyć, gdy Marek wtrącił się w jej zdanie.
-Proszę mi wybaczyć Julio, że przerwę, ale komendant wdrążył mnie do tego śledztwa, ponieważ jest bardzo duża zbieżność pomiędzy morderstwami, które miały miejsce w Bydgoszczy, a które obecnie dzieją się w Poznaniu. Pozwoliłem sobie przywieźć akta oraz portret psychologiczny sprawcy, który z pewnością ułatwi Ci zadanie – Julia poczuła jakby dostała pięścią w brzuch, powiedział to tak jakby nigdy między nimi nic nie było.
-Ekhem – chrząknięcie komendanta wyrwało ją z zamyśleń na temat swojej upadłej egzystencji – jak już mówiłem Marek będzie Twoim partnerem i mam ogromną nadzieję, że Wasza dwójka uchroni następną ofiarę tego bydlaka, to wszystko, możecie wrócić do pracy.
Oboje automatycznie wyszli z pokoju.
Julia szybkim krokiem udała się do swojego oddziału i zasiadła za biurkiem. Starała się nie zwracać uwagi na osobnika, który za nią podążał, niestety było to niemożliwe, ponieważ stanął nad nią jak kat i nie pozwalał się jej skupić. Zdenerwowana postanowiła schować dumę w kieszeń i podjąć współpracę.
- A więc – zaczęła, chociaż w głowie miała słowa polonistki ganiącej ją za zaczynanie zdania od ‘a więc ‘- twierdzisz, że u Was miały miejsce podobne zbrodnie?
Marek przysunął sobie krzesełko i usiadł naprzeciwko niej,  czuł ciepło oblewające jego serce, tak dawno jej nie widział. Zmieniła się, była twardsza, zimniejsza, nie widział już tego blasku w jej bursztynowych oczach.
- Tak, było ich pięć..
-Pięć?! Czekaj, czekaj, zabił pięć kobiet i zniknął?
-Z tego wynikało, od czterech miesięcy nie mieliśmy żadnego zgłoszenia, co nie znaczy, że przestałem go szukać, byłem przekonany, że bydlak zwiał bo wiedział, że jest na celowniku. Pewnego dnia natknąłem się na informacje z Poznania, od razu dodałem dwa do dwóch i zadzwoniłem do tutejszego komisariatu.
- Kiedy to się zaczęło? – zapytała zaintrygowana Julia.
-Wszystko zaczęło się pół roku temu, pamiętam imiona wszystkich ofiar, każda została uduszona, każda pozbawiona skrawka skóry nad łopatką. Jest tylko mała niezgodność wcześniej ubierał je na czerwono, a  z tego co wyczytałem z waszych akt teraz jest to czerń, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że to ten sam świr. Każda była przywiązana do krzesła, ubrana w pończochy, maskę, ciągle ten sam schemat. Też myślałem z początku, że to jakiś zboczeniec i morderstwo odbyło się na tle seksualnym, ale nie. Tu masz jego portret psychologiczny – podając jej arkusz kartek musnął jej delikatną dłoń, poczuł mrowienie w dolnych częściach ciała, niedobrze.
Julia otworzyła arkusz i zaczęła analizować. Według psychologów policyjnych morderca jest płci męskiej, po trzydziestce, stanu wolnego. Typ samotnika, który w przeszłości prawdopodobnie został dotkliwie zraniony przez kobietę, poukładany, skrupulatny, fetyszysta.
Julia odłożyła plik kartek na biurku zakryła twarz dłońmi i zaczęła głośno myśleć.
-Jeśli chcemy uchronić kolejną kobietę musielibyśmy mieć pod obserwacją wszystkie blondynki w wieku dwudziestu pięciu lat zamieszkałe w Poznaniu, wiesz, że to niemożliwe?
-Wiem, dlatego musi być coś co je łączy, coś na podstawie czego będziemy mogli wytypować przed nim potencjalną ofiarę.
-Tak, wspólna cecha, uwierz mi siedziałam nad tymi aktami dniami i nocami, jedyne co je łączy to kolor włosów, wiek no i oczywiście każda z nich jest pozbawiona skrawka skóry nad łopatką, co to może oznaczać?
-Z początku sądziłem, że to było jakieś znamię, ale wycinek jest zbyt mały, potem o jakimś znaku, który sprawca zostawił na ich ciele..
I właśnie w tym momencie wszystkie puzzle zaczęły do siebie pasować, Julia zamaszyście uniosła głowę i krzyknęła.
- Tatuaż!
-Co?- zapytał zdezorientowany Marek.
-Tatuaż ! Czemu na to nie wpadłam wcześniej? Co jeśli wszystkie ofiary miały coś wytatuowane? I sprawca za wszelką cenę chciał się tego pozbyć, byśmy nie trafili na jego trop?
-Ok, to może być tatuaż, ale wiesz ile jest salonów tatuaży w Bydgoszczy? A co dopiero w Poznaniu?
- No tak, ale ofiary musiały się komuś z tego zwierzyć lub gdzieś to zapisać, nie zwracaliśmy na to uwagi, skupiliśmy się na tych większych rzeczach zamiast na tych mniejszych, powiem technikom żeby przejrzeli laptopy ofiar , a dokładnie ich historie.
I nie czekając dłużej Julia złapała za telefon i wydała kilka rozkazów. Następnie wraz z Markiem próbowała połączyć miejsca zamieszkania ofiar z najbliższym salonem tatuaży. Pierwsza ofiara mieszkała na ul. Kościelnej, druga na ul. Asnyka, trzecia na ul. Mickiewicza, a czwartą ofiarę znaleziono w mieszkaniu na ul. Długosza. Wpisywali wszystkie kolejno i liczyli na łut szczęścia.
~`~
Czekał, aż Natalia, jego słodka różyczka wejdzie do domu. Ostatnia, która zamknie krąg, głosy wiły się w jego głowie, wrzeszczały, domagały się kolejnej ofiary. Ból był nie do zniesienia, rozsadzało mu czaszkę, ale wiedział jak temu zaradzić – musiał ściąć ostatnią różę.
~`~
Julia parzyła kolejną kawę, dochodziła czwarta, a zmęczenie dawało jej się we znaki, zresztą nie tylko ono. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek się spotkają, myślała, że mimo wspomnień, które ciągle ja katują zamknęła ten rozdział. Okazało się, że jej serce cały czas zainfekowane jest Markiem Zawadzkim i chyba nic tego nie zmieni. Z zamyśleń wyrwał ją jego krzyk.
- Mam ! Mam go !
Biegiem udała się do biurka i zajrzała mu przez ramię, jej oczom ukazało się studio Art Line mieszczące się na ul. Kraszewskiego.
- Poczekajmy na raport techników, ale jestem pewna, że wreszcie mamy tego gnojka.
- Po co czekać? Jedziemy tam.
Nie czekając na jej odpowiedź Marek złapał swoją kurtkę i udał się do wyjścia, nie mając nic do stracenia Julia podążyła za nim.
Po dwudziestu minutach parkowali pod wyznaczonym celem. Całą drogę milczeli, ale Julii to nie dziwiło, czego się spodziewała? Że przeprosi i powie, że nadal ją kocha? Potrząsnęła niewidocznie głową i ruszyła do wejścia. Bez zbędnego rozglądania się udali się prosto do recepcji.
- Dzień dobry w czym mogę pomóc?- odezwał się do nich niski kobiecy głos.
-Policja – okazali odznaki – Mamy kilka pytań.
- Tak słucham?
- Chcemy się dowiedzieć, kto tatuował te kobiety w najbliższym czasie? – Julia pokazała recepcjonistce zdjęcia zamordowanych kobiet i podała ich nazwiska – I czym może pamięta pani, którąś z nich?
-Proszę poczekać, sprawdzę w kalendarzu.
Cierpliwie czekali, gdy nagle odezwała się do nich ponownie.
- Tak, wszystkie pięć dziewcząt się u nas tatuowało.
-Pięć?
- Tak, dwa tygodnie temu była Natalia Grudzińska.
- Kto ją tatuował?- zapytał Marek, w momencie gdy Julia wykonywała telefon do kolegów, by namierzyli potencjalną ofiarę.
- Jarek, po różę chodzi się tylko do Jarka.
-Jest dziś w pracy? – kontynuował Marek.
- Nie, wziął dziś wolne, ponoć jakaś grypa go złapała.
- Dziękuje bardzo za pomoc.
-Proszę bardzo.
Ale Marek już nie słyszał głosu kobiety, czekał aż Julia poda adres następnej ofiary.
- Dobra, dzięki. – zakończyła – Grudzińska mieszka na Szylinga 1, nie odbiera telefonu, jedziemy.
Oboje wybiegli z pomieszczenia i ruszyli do auta przeczuwając, że mają mało czasu.
~`~
Głosy były zadowolone, mruczały, ale jego piękna różyczka była już odziana i przywiązana, zaraz ją zerwie i ucichną. Znikną, przynajmniej na jakiś czas, Dotknął jej ciepłej, delikatnej skóry, pamięta jak ja tatuował, była naprawdę dzielna i taka radosna. Usiadł za nią i wziął do ręki skalpel, no chodź do mnie kwiatuszku, wypowiedział na głos...
~`~
Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Walenie do drzwi, złowroga cisza. W jednej chwili Marek i Julia podjęli decyzję, mimo grożących konsekwencji wyważyli drzwi w momencie, gdy ten bydlak pochylał się nad ofiarą, próbował się bronić i rzucił skalpelem w Julię, Marek postrzelił go w bark.

Media huczały, rozgłaszały dobrą nowinę, wszystkie gazety rozpisywały się o złapaniu seryjnego mordercy grasującego w Poznaniu.
Julia przyjmowała gratulację od szefa, gdy w drzwiach pojawił się Marek. Jej serce zabiło szybciej. Musiała to skończyć. Podeszła do niego pewna swego.
-Marek.. – zaczęła, gdy wszedł jej w zdanie.
-Posłuchaj, wiem, wiem, że to ja odszedłem, wiem że Cie zraniłem, popełniłem największy błąd w swoim życiu, nigdy o Tobie nie zapomniałem, nigdy nie przestałem Cię kochać..
Julia uśmiechnęła się pod nosem, czyżby los wreszcie odwzajemnił ten uśmiech?