poniedziałek, 30 stycznia 2017

Zgubilem...

Zgubiłem się,
gdy jej nogi oplotły
moje biodra..
Gdy jej usta wbiły
się z impetem w moje
wargi..

Zgubiłem się
gdzieś pomiędzy
jej czułym dotykiem,
a cichym jęknięciem..

Zgubiłem się
w jej zeszklonych
i roziskrzonych
od podniecenia
oczach..

Zgubiłem się,
gdy przywarła
do mnie całym ciałem..
Gdy wchodząc w nią
czułem rosnące napięcie...

Zgubiłem się
w jej ciasnym wnętrzu..
W biodrach wciąż
mocniej wychodzących
mi naprzeciw...

Zgubiłem się
i wcale nie chciałem
odnaleźć drogi
powrotnej...


sobota, 28 stycznia 2017

Welstchmerz.

Późnym wieczorem
zapisuje kartki..
Bazgrze
Próbuje ułożyć
nieskładne myśli
w jakiś znaczący ciąg
wyrazów..

Bo przecież ktoś
to czyta,
bo przecież nie tylko
moje wnętrze naznaczone
jest pustką,
nie tylko moje serce
łamie się na milion
kawałków
w zatłoczonym tramwaju..

Jest ktoś jeszcze na tym
chorym świecie,
kto potrzebuje odrobiny
tych moich nieskładnych
myśli...
Słów moich, wylanych
przy kolejnej niedopitej herbacie..

Myślę  nawet, że
tych ktosiów jest więcej,
że każdy z nas dziesiejszego
wieczoru ( a może i nie tylko )
ma swój
osobisty Weltschmerz...

środa, 11 stycznia 2017

Osiem stopni ponizej serca...

Na dworze panowała
przeraźliwa śnieżyca,
nie dość, że widoczność
była ograniczona
to na dodatek był
straszny mróz.
Wiedziałem, że gdzieś
tam jest Ona.
Zapewne stoi na przystanku,
słucha muzyki, grzeje sobie dłonie
ponieważ jak zwykle nie zabrała
rękawiczek, porusza
zdrętwiałymi palcami u nóg
w kozakach i czeka na tramwaj.
Zapewne w głowie układa
już wszystko co chce mi opowiedzieć.
Gdy tylko wejdzie, rozbierze się
zacznie narzekać jak to zmarzła,
wtuli się we mnie na kanapie
i przyłoży lodowate stopy do
mojego rozgrzanego ciała, a ja
zacisnę zęby i to zniosę.
Czekałem na nią,
zaparzyłem gorącą herbatę
z cytryną, którą tak uwielbiała.
Czekałem...

Czekam do dnia dzisiejszego,
mimo, że nie ma jej w moim
życiu, ciągle parzę herbatę
z cytryną i czekam, aż
otworzy moje drzwi,
uśmiechnie się i powie
jak bardzo zmarzła...

wtorek, 10 stycznia 2017

Ktos.

'Potrzebny mi ktoś, 
kto przyjmie mnie razem z tym wszystkim. 
Kto powie do mnie ‘Mała’ i pozwoli mi taką być. 
Kto powie ‘puść te wszystkie sznury, 
którymi się splątałaś’ i one puszczą. 
Kto powie ‘jestem’ i naprawdę tu będzie. 
Kto nie złoży reklamacji. 
Nie odda z powrotem do serwisu, 
bo uzna, że jednak nie chce się męczyć. 
Kto będzie chciał mnie rozkręcić. 
Zajrzeć do środka. 
Ubrudzić się. 
Powymieniać zepsute części. 
Żebym w końcu nie musiała być z kamienia. 
Żebym mogła się rozpaść. 
Rozpuścić. 
Rozlać. 
Rozkleić. 
Żeby chciał. 
Nie zraził się. 
Strzegł. 
Zebrał mnie i schował w ramionach. 
Trzymał. 
Trzymał tak całą noc. 
Żebym mogła spokojnie zasnąć. 
Uspokoić wszystkie rozdygotane części. 
Rozchwiane fragmenty. 
Żeby to w końcu ktoś bronił mnie. 
Żeby to w końcu przy mnie ktoś czuwał. 
Żebym to w końcu ja mogła zamknąć oczy. 
Żebym nie musiała nic wiedzieć. 
Żebym nie musiała stać na baczność. 
Żebym mogła wyłączyć radar, czujniki i alarmy. 
Żebym nie musiała się spieszyć. 
Uciekać. 
Zrywać się na budzik. 
Na znak. 
Na sygnał. 
Na niepokojący dźwięk. 
Na wypadek niebezpieczeństwa. 
Żebym była pewna, że mogę tu być. 
Że nikt nie liczy mi czasu. 
Nie daje mi go na kredyt. 
Nie nalicza sekund płatnych w późniejszym terminie. 
W ratach. 
Z odsetkami. 
Żebym była na stałe. 
Bez możliwości wypowiedzenia. 
Zerwania. 
Odstąpienia. 
Nie na okres próbny. 
Nie na trzy miesiące. 
Nie na rok plus miesiąc gratis. 
Nie na gorszy dzień. 
Nie na noc. 
Nie na dwie. 
Nie na kolację bez śniadania. 
Żebym była na co dzień. 
Nie na telefon. 
Nie z dostawą do domu. 
Nie w biegu. 
Nie na szybko. 
Bez umów. 
Bez podpisów. 
Z chęci. 
Bo lubi na mnie patrzeć. 
Bo nikt nie wybucha mu tak w rękach, jak ja. 
Bo nie chce, żebym bała się życia. 
Bo nie dopuści do mnie więcej wątpliwości. 
Nie pozwoli. 
Obroni.
Żebym mogła obudzić się w tym samym miejscu. 

Żeby nadal był.
Żeby trzymał. 
Żeby było mi ciepło.'

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Loved your atoms..

Uwielbiała go.

Jego towarzystwo,
to jak śmiali się
do rozpuku,
gdy po raz kolejny
przekręciła
jakieś zdanie..

Uwielbiała
te ich wspólne
wieczory,gdy
wciąż poznawali
się na nowo.

To jak w łazience
szorowali razem
zęby, robiąc najgłupsze
miny na świecie
do swoich odbić w lustrze..

Uwielbiała to uczucie,
gdy kładła głowę
na jego ramieniu,
a on po chwili czule
ją przytulał..

Uwielbiała
to jak się przy nim czuła..

Jakby w końcu
wszystkie puzzle
zaczęły do siebie
pasować..

niedziela, 8 stycznia 2017

Szkarlatne.

Płonęłam, gdy czule dotykał mojego nagiego ciała,
gdy jego dłonie znajdowały się
w zagięciu mojego
kręgosłupa - tak czule,
delikatnie z ogromną dozą
pieszczoty.
Na mojej skórze wystąpiły ciarki,
oblały mnie tak samo jak rumieniec
moje zawsze blade policzki.
Fala ciepła przelała się przez
mój krwiobieg, gdy jego opuszki
palców schodziły niżej i niżej.
Zniżyłam głowę dłużej nie mogąc patrzeć
w jego rozognione, szkarłatne oczy.
Przerwał i poczułam jak czule podnosi
mój podbródek ku górze, odgarnął
niesforny kosmyk plączący się od dłuższego
czasu na mojej małej twarzy.
Pocałował moje usta i nogi odmówiły mi
posłuszeństwa - byłam jego, tylko
jego usta idealnie pasowały do kształtu
moim zaschniętych, popękanych warg.
Gdy zaczęłam wodzić dłońmi po jego
masywnym torsie, kontynuował podróż
po mojej sylwetce.
Na cel obrał sobie moje drobne, jędrne
piersi.
Dotykał, badał, pieścił i smakował -
gdy jego język zwilżył moje sutki
zaczerpnęłam głęboko powietrza.
Rozpływałam się, czekając z nieskrywaną
ciekawością na dalsze kroki.
Z czcią ułożył mnie na łóżku i poczułam
ciężar jego rozpalonego ciała.
Rozchylił czule moje nogi, a ja zagryzłam
dolną wargę, gdy poczułam go na łechtaczce,
zamknęłam oczy.
Z początku wykonywał drobne, koliste ruchy
sprawiając mi niemałą przyjemność,
następnie pogłębił swoje ruchy tak, iż
moje ciało wygięło się w łuk i zaczęłam
syczeć z rozkoszy.
Przerwał moje męki, gdy byłam bliska
osiągnięcia szczytu i wybuchnięcia
niczym wulkan po wielu latach spoczynku.
Ponownie ujrzałam szkarłatne oczy czarownika
a na udzie poczułam jego twardą, nabrzmiałą
męskość.
Ciągle pochłaniając mnie wzrokiem wbił
się we mnie mocno i głęboko.
Z mojego gardła wydobył się krzyk podniety
i najwyższej rozkoszy.
Wychodził ze mnie cały, by następnie wbić
się głęboko, do końca - tak, by usłyszeć mój spazmatyczny krzyk.
Wykonywał rytmiczne ruchy, a ja wzbijałam się
coraz wyżej i wyżej.
Byłam z nim połączona w dziwny, niewytłumaczalny
sposób.
Objęłam jego silne ramiona i moim ciałem
wstrząsnął nieopisany orgazm.

Otworzyłam oczy, leżałam sama na łóżku,
zlana potem w ciemnym pokoju.
Rozejrzałam się dookoła - pusto.
Opadłam na poduszki i jedyne
co widziałam w wyobraźni to
jego szkarłatne oczy...

środa, 4 stycznia 2017

Mam.

Jeszcze czuję Twój zapach, osiadł na mnie, niczym
kurz na starych, zniszczonych meblach.
Jeszcze w pamięci mam Twój
czuły dotyk, dłonie zagubione,
osamotnione, osadzone głęboko
na moim ciele.
Jeszcze bruzdy i znaki,
zęby odciśnięte na gładkiej,
pulsującej szyi.
Jeszcze smak Twych ust,
warg odbitych na moich - popękanych
i suchych.
Jeszcze wzrok Twój, bryzę morską
penetrującą i wzniecającą we mnie ciepło.
Jeszcze Ciebie całego wyrytego,
wpisanego i wykaligrafowanego
w sobie mam.

Jeszcze w mięśniu tym zwiędłym,
pompującym krew mam.

wtorek, 3 stycznia 2017

Fatamorgana.

Polubiła go.
Naprawdę..

Sprawiał,
że budziła się
z uśmiechem,
mimo iż nie znosiła
tych ponurych,
wczesnych,
zimnych
poranków..

Sprawiał,
że jej oczy ciągle
się śmiały,
a twarz promieniała
dziwnym blaskiem..

Sprawił,
iż zapragnęła
zostawiać karteczki
na lodówce..
Poduszce..
Kieszeni marynarki..

Nagle stał się
jej ostatnią
fatamorganą
tużprzedsenną..

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Brak.

Nie ma Cię.
To już któraś z kolei noc bez Ciebie.
Budzę się zlana potem,
gdy koszmary mącą moje sny.

Nie ma Cię.

Choć tak bardzo pragnę byś był.
Serce nie bije już równomiernie,
drżę na całym ciele, pustym wzrokiem
lustruje ściany.
Echem odbija się niema prośba o Twą
tęsknotę.

Nie ma Cię...