czwartek, 3 listopada 2016

Roza.



Głosy w jego głowie były co raz głośniejsze, były niespokojne tak jak on. Przechadzał się z jednego kąta w drugi pocierając czoło, tak bardzo pragnął, by wreszcie przestały się odzywać, nie chciał ich więcej słyszeć, ale wiedział co musi zrobić.
Wziął mapę w rękę i poprowadził palec wskazujący po wyniszczonej już stronie.
Po chwili głosy ucichły, słyszał tylko lekkie pomruki, spojrzał na mapę i widniejącą miejscowość nad jego palcem.  Poznań  - a więc to tam czekają na niego kolejne ofiary.
~`~

Budzik nie zdążył wydobyć z siebie dźwięku, gdy punktualnie o siódmej uderzyła w niego ręką. Odrzuciła kołdrę na bok, wsunęła klapki na swoje małe stopy i udała się do kuchni. Wstawiła wodę na herbatę i oparła się o blat. Jej kasztanowe włosy opadły na smukłą twarz, nienawidziła tego to wszystko przypominało jej o nim, o tym jak zgrabnie zawsze odgarniał te kosmyki, jak witał ją pocałunkiem w szyję. Kolejna łza spłynęła po jej policzku, ze złością ją otarła i poszła związać włosy.  Włączyła laptopa i załączyła ulubioną playlistę, potrzebowała się zrelaksować. Usłyszała gwizd czajnika i pobiegła do kuchni, by go uciszyć. Zalała napar i znów usiadła do komputera, obok leżały akta sprawy nad którą obecnie pracowała. Była to już czwarta ofiara w przeciągu dwóch miesięcy. Dokładnie dziesięć dni temu znaleziono zwłoki młodej dziewczyny. Do tej pory przed oczami miała scenę, którą zobaczyła, gdy weszła do domu i której się spodziewała. Technicy zabezpieczali miejsce zbrodni, a ona widziała kolejną,  piękną kobietę odzianą w czarne pończochy, stringi i koronowy również czarny biustonosz. Włosy miała upięte w kucyk, a na twarzy maskę. Była przywiązana do krzesła, wyglądała jakby spała, ale Julia dobrze wiedziała, że sprawca ją udusił. Forma w jakiej została pozostawiona ofiara wskazywała po raz kolejny na morderstwo na tle seksualnym, lecz po wstępnej analizie okazało się, że denatka nie została zgwałcona tak jak poprzednie ofiary. Otrząsnęła się z tej wizji i spojrzała na zegar dochodziła za dwadzieścia ósma, a na w pół do dziewiątej powinna być na komisariacie. Zwlekła się szybko z krzesła i udała do łazienki. Nie miała w zwyczaju malować się do pracy, wyglądała pięknie również bez tego, miała duże czekoladowe oczy, pełne usta i ładnie zarysowane kości policzkowe. Umyła zęby i twarz, a następnie w tempie błyskawicy pobiegła do sypialni. Otworzyła swoją dużą szafę i przez chwilę podziwiała swoją kolekcję wyprzedażowych perełek. Zdecydowała się na ulubione boyfriendy, czarną bokserkę i granatowy żakiet, włożyła wygodne tenisówki i łapiąc klucze od samochodu i domu, zatrzasnęła drzwi i wybiegła na parking. Komisariat znajdował się na Alejach Marcinkowskiego, więc miała kawałek drogi zważywszy, że mieszkała na Sienkiewicza. Zasiadła za swoim pięknym smartem, odpaliła silnik i ruszyła, przy okazji włączając radio. Miasto tętniło życiem już od rana co bardzo jej się podobało. Po dwudziestu pięciu minutach z hakiem wbiegała już na komendę, witając się z kolegami. Rzuciła torbę na swoje biurko i pędem udała się do szefa, który się jej spodziewał. Wzięło głęboki wdech i zapukała, po chwili usłyszała ochrypłe :
- Wejść !
Otworzyła drzwi i pełna profesjonalizmu przywitała się z Szefem.
- Dzień dobry komendancie.
-Dzień dobry Julio, siadaj proszę – i jak na zawołanie usiadła na krzesełku.
-Chciał mnie szef widzieć z samego rana, stało się coś?- zapytała z dozą niepewności w głosie.
- Chciałbym wiedzieć, czy jest jakiś postęp w sprawie Marii Kordyńskiej, denatki z przed dziesięciu dni, macie jakiś trop?
- Niestety będę musiała szefa zmartwić, technicy nie znaleźli żadnych odcisków, ani śladów, które mogłyby nas doprowadzić do mordercy. Nie było też żadnych świadków, nikt nic nie wie, nikt nic nie słyszał. Przez wzgląd na to, że to już czwarta ofiara, poprosiłam o wstępny portret psychologiczny, ponieważ mamy doczynienia z seryjnym mordercą, który działa według określonego schematu.
Wszystkie ofiary były bezdzietnymi singielkami, miały długie blond włosy i liczyły po dwadzieścia pięć lat oraz wszystkie zostały pozbawione skrawka skóry nad łopatką.
-Tak, tak znam szczegóły sprawy, na przełomie dwóch miesięcy Ty i Twoi ludzie nie zrobiliście większych postępów, a liczba zgonów rośnie w związku z czym przydzielam Ci partnera.
-Przydziela mi szef, kogo? – zapytała osłupiała.
-Partnera.
I w tym momencie jak na zawołanie rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Wejść – wykrzyczał komendant, a po plecach Juli przebiegły ciarki.
Do pokoju wszedł wysoki, wysportowany brunet, w jednej chwili Julia rozpoznała rysy twarzy, te stalowe oczy, oniemiała.
- Julio, chciałbym Ci przedstawić Twojego nowego partnera Marka Zawadzkiego, jednego z najlepszych policjantów w Bydgoszczy, który specjalizuje się w tego typu sprawach.
- Nie musi szef, znamy się i nie sądzę, by było to potrzebne, nie wiem czy to dobry pomysł wprowadzać kogoś z zewnątrz, kogoś kto nie zna sprawy, wdrażanie go pochłonie... – nie zdążyła dokończyć, gdy Marek wtrącił się w jej zdanie.
-Proszę mi wybaczyć Julio, że przerwę, ale komendant wdrążył mnie do tego śledztwa, ponieważ jest bardzo duża zbieżność pomiędzy morderstwami, które miały miejsce w Bydgoszczy, a które obecnie dzieją się w Poznaniu. Pozwoliłem sobie przywieźć akta oraz portret psychologiczny sprawcy, który z pewnością ułatwi Ci zadanie – Julia poczuła jakby dostała pięścią w brzuch, powiedział to tak jakby nigdy między nimi nic nie było.
-Ekhem – chrząknięcie komendanta wyrwało ją z zamyśleń na temat swojej upadłej egzystencji – jak już mówiłem Marek będzie Twoim partnerem i mam ogromną nadzieję, że Wasza dwójka uchroni następną ofiarę tego bydlaka, to wszystko, możecie wrócić do pracy.
Oboje automatycznie wyszli z pokoju.
Julia szybkim krokiem udała się do swojego oddziału i zasiadła za biurkiem. Starała się nie zwracać uwagi na osobnika, który za nią podążał, niestety było to niemożliwe, ponieważ stanął nad nią jak kat i nie pozwalał się jej skupić. Zdenerwowana postanowiła schować dumę w kieszeń i podjąć współpracę.
- A więc – zaczęła, chociaż w głowie miała słowa polonistki ganiącej ją za zaczynanie zdania od ‘a więc ‘- twierdzisz, że u Was miały miejsce podobne zbrodnie?
Marek przysunął sobie krzesełko i usiadł naprzeciwko niej,  czuł ciepło oblewające jego serce, tak dawno jej nie widział. Zmieniła się, była twardsza, zimniejsza, nie widział już tego blasku w jej bursztynowych oczach.
- Tak, było ich pięć..
-Pięć?! Czekaj, czekaj, zabił pięć kobiet i zniknął?
-Z tego wynikało, od czterech miesięcy nie mieliśmy żadnego zgłoszenia, co nie znaczy, że przestałem go szukać, byłem przekonany, że bydlak zwiał bo wiedział, że jest na celowniku. Pewnego dnia natknąłem się na informacje z Poznania, od razu dodałem dwa do dwóch i zadzwoniłem do tutejszego komisariatu.
- Kiedy to się zaczęło? – zapytała zaintrygowana Julia.
-Wszystko zaczęło się pół roku temu, pamiętam imiona wszystkich ofiar, każda została uduszona, każda pozbawiona skrawka skóry nad łopatką. Jest tylko mała niezgodność wcześniej ubierał je na czerwono, a  z tego co wyczytałem z waszych akt teraz jest to czerń, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że to ten sam świr. Każda była przywiązana do krzesła, ubrana w pończochy, maskę, ciągle ten sam schemat. Też myślałem z początku, że to jakiś zboczeniec i morderstwo odbyło się na tle seksualnym, ale nie. Tu masz jego portret psychologiczny – podając jej arkusz kartek musnął jej delikatną dłoń, poczuł mrowienie w dolnych częściach ciała, niedobrze.
Julia otworzyła arkusz i zaczęła analizować. Według psychologów policyjnych morderca jest płci męskiej, po trzydziestce, stanu wolnego. Typ samotnika, który w przeszłości prawdopodobnie został dotkliwie zraniony przez kobietę, poukładany, skrupulatny, fetyszysta.
Julia odłożyła plik kartek na biurku zakryła twarz dłońmi i zaczęła głośno myśleć.
-Jeśli chcemy uchronić kolejną kobietę musielibyśmy mieć pod obserwacją wszystkie blondynki w wieku dwudziestu pięciu lat zamieszkałe w Poznaniu, wiesz, że to niemożliwe?
-Wiem, dlatego musi być coś co je łączy, coś na podstawie czego będziemy mogli wytypować przed nim potencjalną ofiarę.
-Tak, wspólna cecha, uwierz mi siedziałam nad tymi aktami dniami i nocami, jedyne co je łączy to kolor włosów, wiek no i oczywiście każda z nich jest pozbawiona skrawka skóry nad łopatką, co to może oznaczać?
-Z początku sądziłem, że to było jakieś znamię, ale wycinek jest zbyt mały, potem o jakimś znaku, który sprawca zostawił na ich ciele..
I właśnie w tym momencie wszystkie puzzle zaczęły do siebie pasować, Julia zamaszyście uniosła głowę i krzyknęła.
- Tatuaż!
-Co?- zapytał zdezorientowany Marek.
-Tatuaż ! Czemu na to nie wpadłam wcześniej? Co jeśli wszystkie ofiary miały coś wytatuowane? I sprawca za wszelką cenę chciał się tego pozbyć, byśmy nie trafili na jego trop?
-Ok, to może być tatuaż, ale wiesz ile jest salonów tatuaży w Bydgoszczy? A co dopiero w Poznaniu?
- No tak, ale ofiary musiały się komuś z tego zwierzyć lub gdzieś to zapisać, nie zwracaliśmy na to uwagi, skupiliśmy się na tych większych rzeczach zamiast na tych mniejszych, powiem technikom żeby przejrzeli laptopy ofiar , a dokładnie ich historie.
I nie czekając dłużej Julia złapała za telefon i wydała kilka rozkazów. Następnie wraz z Markiem próbowała połączyć miejsca zamieszkania ofiar z najbliższym salonem tatuaży. Pierwsza ofiara mieszkała na ul. Kościelnej, druga na ul. Asnyka, trzecia na ul. Mickiewicza, a czwartą ofiarę znaleziono w mieszkaniu na ul. Długosza. Wpisywali wszystkie kolejno i liczyli na łut szczęścia.
~`~
Czekał, aż Natalia, jego słodka różyczka wejdzie do domu. Ostatnia, która zamknie krąg, głosy wiły się w jego głowie, wrzeszczały, domagały się kolejnej ofiary. Ból był nie do zniesienia, rozsadzało mu czaszkę, ale wiedział jak temu zaradzić – musiał ściąć ostatnią różę.
~`~
Julia parzyła kolejną kawę, dochodziła czwarta, a zmęczenie dawało jej się we znaki, zresztą nie tylko ono. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek się spotkają, myślała, że mimo wspomnień, które ciągle ja katują zamknęła ten rozdział. Okazało się, że jej serce cały czas zainfekowane jest Markiem Zawadzkim i chyba nic tego nie zmieni. Z zamyśleń wyrwał ją jego krzyk.
- Mam ! Mam go !
Biegiem udała się do biurka i zajrzała mu przez ramię, jej oczom ukazało się studio Art Line mieszczące się na ul. Kraszewskiego.
- Poczekajmy na raport techników, ale jestem pewna, że wreszcie mamy tego gnojka.
- Po co czekać? Jedziemy tam.
Nie czekając na jej odpowiedź Marek złapał swoją kurtkę i udał się do wyjścia, nie mając nic do stracenia Julia podążyła za nim.
Po dwudziestu minutach parkowali pod wyznaczonym celem. Całą drogę milczeli, ale Julii to nie dziwiło, czego się spodziewała? Że przeprosi i powie, że nadal ją kocha? Potrząsnęła niewidocznie głową i ruszyła do wejścia. Bez zbędnego rozglądania się udali się prosto do recepcji.
- Dzień dobry w czym mogę pomóc?- odezwał się do nich niski kobiecy głos.
-Policja – okazali odznaki – Mamy kilka pytań.
- Tak słucham?
- Chcemy się dowiedzieć, kto tatuował te kobiety w najbliższym czasie? – Julia pokazała recepcjonistce zdjęcia zamordowanych kobiet i podała ich nazwiska – I czym może pamięta pani, którąś z nich?
-Proszę poczekać, sprawdzę w kalendarzu.
Cierpliwie czekali, gdy nagle odezwała się do nich ponownie.
- Tak, wszystkie pięć dziewcząt się u nas tatuowało.
-Pięć?
- Tak, dwa tygodnie temu była Natalia Grudzińska.
- Kto ją tatuował?- zapytał Marek, w momencie gdy Julia wykonywała telefon do kolegów, by namierzyli potencjalną ofiarę.
- Jarek, po różę chodzi się tylko do Jarka.
-Jest dziś w pracy? – kontynuował Marek.
- Nie, wziął dziś wolne, ponoć jakaś grypa go złapała.
- Dziękuje bardzo za pomoc.
-Proszę bardzo.
Ale Marek już nie słyszał głosu kobiety, czekał aż Julia poda adres następnej ofiary.
- Dobra, dzięki. – zakończyła – Grudzińska mieszka na Szylinga 1, nie odbiera telefonu, jedziemy.
Oboje wybiegli z pomieszczenia i ruszyli do auta przeczuwając, że mają mało czasu.
~`~
Głosy były zadowolone, mruczały, ale jego piękna różyczka była już odziana i przywiązana, zaraz ją zerwie i ucichną. Znikną, przynajmniej na jakiś czas, Dotknął jej ciepłej, delikatnej skóry, pamięta jak ja tatuował, była naprawdę dzielna i taka radosna. Usiadł za nią i wziął do ręki skalpel, no chodź do mnie kwiatuszku, wypowiedział na głos...
~`~
Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Walenie do drzwi, złowroga cisza. W jednej chwili Marek i Julia podjęli decyzję, mimo grożących konsekwencji wyważyli drzwi w momencie, gdy ten bydlak pochylał się nad ofiarą, próbował się bronić i rzucił skalpelem w Julię, Marek postrzelił go w bark.

Media huczały, rozgłaszały dobrą nowinę, wszystkie gazety rozpisywały się o złapaniu seryjnego mordercy grasującego w Poznaniu.
Julia przyjmowała gratulację od szefa, gdy w drzwiach pojawił się Marek. Jej serce zabiło szybciej. Musiała to skończyć. Podeszła do niego pewna swego.
-Marek.. – zaczęła, gdy wszedł jej w zdanie.
-Posłuchaj, wiem, wiem, że to ja odszedłem, wiem że Cie zraniłem, popełniłem największy błąd w swoim życiu, nigdy o Tobie nie zapomniałem, nigdy nie przestałem Cię kochać..
Julia uśmiechnęła się pod nosem, czyżby los wreszcie odwzajemnił ten uśmiech?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz