Skrzypiące deski, długie drewniane schody, kilkanaście pokoi.
Niejednokrotnie przyglądałam się tej budowli, z zewnątrz prezentowała
się idealnie. Duże białe ściany, weranda okalająca dom i piękny ogród,
który wręcz zapraszał.
Nigdy nie sądziłam, że takie miejsce może kryć tajemnice.
Przetarłam oczy, przede mną leżały raporty i stosy zdjęć, które nie miały znaczenia.
Wciąż w mojej głowie przewijały się obrazy tych kobiet.
Wszystkie po siedemdziesiątce, drobne, oplecione niebieskimi żyłkami.
Według personelu i sąsiadów były pełne życia i energii – zdjęcia nie
mogły już tego ukazać.
Kolejna kawa, kolejna zagadka, która nie pozwala mi zasnąć.
Przesłuchałam wszystkich, przeanalizowałam każdy najdrobniejszy szczegół.
Żadna z ofiar nie miała ze sobą nic wspólnego oprócz tego, że wszystkie mieszkały w jednym domu.
Domu spokojnej starości – Ironia.
Wszystkie zginęły tak samo, bezboleśnie, uśpione przez dawkę leków.
Czy wiedziały, że już nigdy nie otworzą swoich oczu? Miałam w głowie pustkę.
Chciałam wstać i rozprostować nogi, gdyż od kilkunastu godzin siedziałam
próbując poskładać to do kupy, pech chciał, że potrąciłam kubek z
niedopitą kawą.
Rozlała się po raportach, a ja wydusiłam z siebie serię przekleństw.
I wtedy to zobaczyłam. Mały ślad na nadgarstku jednej z nich. Nie
zauważyłam tego wcześniej, ponieważ zlewał się z serią niebieskawych
żył. Była to literka, zrobiona niezwykle delikatnie i nie była ona
literą imienia denatki. Zebrałam wszystkie zdjęcia czując jak trybiki w
mojej głowie przeskakują.
Każda miała małą wręcz niewidoczną literkę, zabójca chciał przekazać wiadomość.
Czytałam je jedna po drugiej próbując ułożyć słowo, nie to niemożliwe.
- A jednak..- usłyszałam cichy, zachrypnięty głos, głos tak dobrze mi znany..
- Dlaczego?
- Widzisz, prędzej czy później spotkałoby to mnie, słyszałam rozmowy,
chcieliście mnie tam zabrać. Zamknąć jak więźnia, pozbyć się ciężaru,
już wzięłam leki. Wybacz mi moja Ive- nie zdążyłam jej pomóc,
wyszeptałam tylko : Babciu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz