Przejechałam dłonią po starym,
dębowym biurku –
pięknie prezentowałoby
się w moim nowym mieszkanku – pomyślałam.
Przychodziłam do tego miejsca za każdym razem,
gdy dopadała mnie depresja.
Oglądałam wszystko po kolei,
poznawałam historie każdego przedmiotu,
tak
jakbym uczestniczyła w danej sytuacji,
jakbym dotykała tych ludzi,
obcowała z nimi.
W jednej chwili przenosiłam się do innego świata,
świata w którym nie było marazmu i szarości.
Były antyki,
czułam ich zapach,
znałam na pamięć każde minimalne uszkodzenie,
zagięcie.
Czułam się częścią czegoś większego,
czegoś co ma znaczenie.
Dzisiaj pod palcami czułam
to dębowe biurko, zadbane, idealne.
Wyobrażam
sobie na nim lśniącą maszynę do pisania,
wazonik ze świeżo ściętymi
kwiatami,
notatki zapisane koślawym pismem.
Właśnie podchodzi do niego starsza pani,
stawia gorący kubek z herbatą
obok maszyny.
Siada przy nim,
a jej długie palce zaczynają tworzyć coś
pięknego.
Stuk, stuk, stuk – słyszę w swojej głowie,
a na ustach maluje
mi się uśmiech.
Wracam do rzeczywistości,
która nie jest już taka szara,
proszę pana, który tu pracuje
o dostarczenie tego biurka pod wskazany
adres.
Wychodzę wciąż czując zapach dębiny i słysząc dźwięk maszyny.
Antykwariat – dom pełen magii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz