Siedziała naprzeciwko
i patrzyła
na mnie tymi
swoimi dużymi,
brązowymi oczami..
Milczeliśmy,
a ja zastanawiałem
się jak to jest
możliwe, że te
dwie kule skrzą
się takim blaskiem,
że mają w sobie
pewien rodzaj
słodyczy, która
rozczula człowieka
w dziwny sposób
i uzależnia..
Nagle kąciki jej
ust lekko się uniosły
i kazała mi przestać..
Miałem przestać
się na nią patrzeć,
ale nie mogłem..
A wtedy zasłoniła
mi obraz dłonią
i zaczęła się śmiać,
tak jak tylko ona
potrafi...
Nie ruszyłem się,
szybko zabrała rękę
ciągle się uśmiechając,
a potem poprosiła
bym z nią uciekł..
Jak najdalej
stąd, od tej szarej,
paskudnej rzeczywistości..
Długo nie myśląc
zgodziłem się,
przyciągnąłem
ją do siebie i pocałowałem..
Nigdy nie zapomnę
smaku jej ust...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz