Czwarta nad ranem..
To właśnie wtedy do mnie
dotarło..
Nie było jej.
Zimna, dojmująca,
pusta przestrzeń
obok mnie.
Nie było tej kruchej
postaci, którą jeszcze
niedawno przeciągałem
z drugiego końca łóżka,
tylko po to, by
idealnie wpasowała się
w moje ramiona.
Nie mogłem poczuć jej
zapachu,
spojrzeć rano w zaspane,
bursztynowe oczy..
Czwarta nad ranem..
Leżę na wznak i zastanawiam
się jak mogłem to tak spierdolić..
Jak mogłem ją tak odepchnąć..
Ona nie była kimkolwiek..
Była Kimś..
Była moja..
Czwarta zero jeden..
Tik tak
Abonent chwilowo niedostępny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz