Jeszce nigdy
nie widziałem
jej w sukience...
Szczerze?
Gdy ujrzałem ją
po raz pierwszy,
ubrany na czarno,
poważny, stwierdziłem,
że ten kolorowy
motyl wybiegający
z tramwaju to
jakiś jeden, wielki,
niepoważny błąd..
Miała rozczochrane
włosy, roziskrzone
oczy i ciągle się śmiała..
Od razu zaczęła opowiadać,
gestykulować, a ja
zastanawiałem się
jak do tego doszło,
że znalazłem się
w tak patowej sytuacji...
Ale..
Po kilku chwilach patrzenia
w te bursztynowe oczy,
wszystko przestało mieć
jakikolwiek sens..
Jej pełne usta,
sposób w jaki muskała
moją klatkę,
w jaki mnie słuchała,
mimo, że nie mówiłem
zbyt wiele..- to, miało sens...
Wracając..
Zobaczyłem ją
w granatowej sukience,
upiętych włosach,
kosmykach jak zwykle
wymykających się
i okalających jej
szczupłą twarz..
Na wysokich butach,
roześmianą...
I u boku innego
mężczyzny...
Tak.
Spierdoliłem to.
Pozwoliłem jej odejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz