Odpaliłem papierosa,
syk zapalniczki,
chmura uniosła się ku
górze, dym nikotynowy
zawładnął moimi płucami.
Wszystko w oddali
skąpane było w ciemnościach,
ja sam oświetlony
przez samotną latarnie
zatracałem się w nałogu.
Stukot obcasów wyrwał
mnie z marazmu,
szelest wokół kostek,
odwróciłem głowę -
nic.
Oparłem plecy i nasłuchiwałem,
znowu stukot, tym razem troszkę
głośniejszy, szybszy.
I ten szelest.
Wyczekiwałem, aż ta dama
przejdzie obok mnie,
aż jej materiał muśnie i mnie.
Cisza.
Nikogo nie było,
nikt nie szedł w moją
stronę, byłem sam,
otulony zapachem zapomnianych
już perfum.
Pamięć - największa rzeź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz