piątek, 23 września 2016

Zoo.

Dostałem od niej
krótką wiadomość
i to wystarczyło..
Po pięciu godzinach
podróży pukałem do jej
drzwi.

Otworzyła ubrana
w swój ulubiony krowi
szlafrok, bez makijażu,
w upiętych w kacankę
włosach..
Spojrzałem na nią,
a ona tylko wzruszyła ramionami..
Poszedłem za nią do kuchni,
gotowała wodę na herbatę..
Mogłem się tego spodziewać...
Zawsze powtarzała,
że to złoty lek na wszystko -
w szczególności na złamane serca.
Była blada, zamyślona...
Opowiadała o swoim dniu,
nawet się uśmiechała,
ale jej oczy...
Znam ją tyle lat,a jeszcze
nigdy nie było w nich takiej
pustki..
Ta szczególna iskra zgasła,
i poczułem jakby ktoś zabrał
mi słońce, którego już więcej
nie zobaczę..
Złapałem ją za rękę,
a ona znów wzruszyła ramionami..
Powiedziała, że to nie jest istotne,
że ona nie jest istotna..
I czy mogę zabrać ją do Zoo..
Skinąłem tylko głową,
bo po jej bladym policzku spłynęła
łza..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz