Znalazłem ją na podłodze.
Leżała skulona,
a jej małym ciałem
raz za razem wstrząsały
konwulsje.
Podniosłem ją, a ona
automatycznie wtuliła się we mnie.
Była taka krucha..
taka bezbronna..
Zaniosłem ją do łóżka
i ułożyłem tuż przy sobie,
jeszcze nigdy nie słyszałem,
by ktoś tak płakał...
Głaskałem jej głowę,
a ona zanosiła się jeszcze
większym szlochem..
Serce mi pękało
za każdym razem,
gdy traciła oddech..
Za każdym razem,
gdy słyszałem jej
niemy krzyk...
Przytuliłem ją mocniej,
i wtedy pękła,
jej rozdzierającego moją duszę
skowytu nie zapomnę do końca swoich
dni..
Tego jak jej małe piąstki uderzały mnie,
a z jej gardła wydobywał się jęk...
Po kilku godzinach opadła z sił..
Spojrzała na mnie..
Otarła buzię,
wtuliła się w mój tors
i więcej nie uroniła
już żadnej łzy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz