środa, 11 stycznia 2017

Osiem stopni ponizej serca...

Na dworze panowała
przeraźliwa śnieżyca,
nie dość, że widoczność
była ograniczona
to na dodatek był
straszny mróz.
Wiedziałem, że gdzieś
tam jest Ona.
Zapewne stoi na przystanku,
słucha muzyki, grzeje sobie dłonie
ponieważ jak zwykle nie zabrała
rękawiczek, porusza
zdrętwiałymi palcami u nóg
w kozakach i czeka na tramwaj.
Zapewne w głowie układa
już wszystko co chce mi opowiedzieć.
Gdy tylko wejdzie, rozbierze się
zacznie narzekać jak to zmarzła,
wtuli się we mnie na kanapie
i przyłoży lodowate stopy do
mojego rozgrzanego ciała, a ja
zacisnę zęby i to zniosę.
Czekałem na nią,
zaparzyłem gorącą herbatę
z cytryną, którą tak uwielbiała.
Czekałem...

Czekam do dnia dzisiejszego,
mimo, że nie ma jej w moim
życiu, ciągle parzę herbatę
z cytryną i czekam, aż
otworzy moje drzwi,
uśmiechnie się i powie
jak bardzo zmarzła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz