Tańczyłem z nią
każdego dnia.
Wyciągałem rękę
i prosiłem do tańca,
nie ważne było to
czy gra muzyka, czy
też nie.
Ważny był jej uśmiech,
a następnie śmiech,
gdy wygłupiałem się
udając zawodowca.
Trzymałem ją mocno
w ramionach, cały
świat mieścił się
w moich rękach.
Do końca jej dni,
nawet, gdy była na
wózku, a choroba odebrała
jej blask oczu.
Zawsze, gdy wyciągałem
rękę ona się uśmiechała.
Widziałem w niej tą
samą, energiczną kobietę.
Kobietę, która spędziła
swoje życie na wiecznym
tańczeniu ze mną.
Taniec to coś wspaniałego :) Pięknie napisane :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, http://juliet-monroe.blogspot.com/ KLIK :))