Siedziała na krześle otulona starą, za dużą bluzą,
Kosmyki kasztanowych włosów okalały jej policzki, a dłonie ogrzewał kubek świeżo zaparzonej kawy. Przez szybę okna wdarła się delikatna poświata słońca. Spojrzała na oświetlone girlandy niby pajęczyn i jej czekoladowe oczy zaszły mgłą.Każdego dnia umierała czekając na niego, czekając aż czule muśnie jej twarz opuszkami palców, a jego zapach rozniesie się po całym domu. Powolutku po jej licu spływała łza, dzisiaj miało być inaczej..Pierwsze promienie ujrzała samotnie..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz