Nagle okazuje się, że wszystko traci sens, że nic już nie jest takie jak być powinno. Twoja przyjaciółka wbija Ci pierwszy nóż, w jej ślad idzie miłość Twojego życia, ale na tym się nie kończy. Umiera Twoje zwierzątko, które było z Tobą od dziecka. Cierpisz, czujesz, że dobijasz do dna, pojawiają się drobniejsze problemy, starasz się jakoś ułożyć życie. Myślisz, że już jest w miarę ok, ale się mylisz. Umiera Twoja babcia i uświadamiasz sobie, że nie czujesz nic, kompletnie nic. Sprzątasz cały dom, gotujesz, wywieszasz pranie, ta myśl do Ciebie wraca, ale nadal w nią nie wierzysz. Dopiero, gdy przytula Cie Twoja mama , odczuwasz pewien brak, nie zdajesz sobie sprawy, że łzy spływają Ci po policzkach. Szybkim ruchem wycierasz je i powraca obojętność. Starasz się z całych sił, ale nagle wszystko co Cie zraniło wraca ze zdwojoną siłą, uderza Cię w twarz i zaczynasz płakać, płaczesz do utraty tchu, czujesz że Twój mięsień pompujący krew nie jest już w całości. Zostają z niego tylko skrawki, gruzy, które próbują tłoczyć krew. Uświadamiasz sobie, że tęsknisz za tymi którzy Cie zranili, że nadal ich kochasz i że nic nie jest w stanie tego zmienić. Udajesz przed wszystkimi, że się pozbierałaś i może to nie jest udawanie? Zabiłaś w sobie uczucia i nie możesz mieć o to do siebie pretensji, dzięki temu jesteś w stanie normalnie funkcjonować, jesteś w stanie się śmiać i spędzać aktywnie czas. Ale właśnie z kolejną stratą uzmysławiasz sobie ile już straciłaś i że tak naprawdę to nie koniec. Jeszcze wiele stracisz w swoim życiu, jeszcze nie jedna osoba od Ciebie odejdzie, nie jeden chłopak Cię zrani i nie jedna bliska Ci osoba umrze. To wszystko nie ma sensu, ale czy właśnie takie nie są ludzkie myśli? Nieskładne i poplątane? Ironia?
W jednej chwili chcesz pobiec do miłości swojego życia, chcesz wtulić się w jego ramiona i po prostu tkwić w nich dotąd dopóki nie poczujesz się choć odrobinę lepiej. Ale w tej samej chwili zdajesz sobie sprawę, że już dla niego nie istniejesz, że zrezygnował z Ciebie, że być może kocha już inną.
Odpychasz to wszystko od siebie, powraca obojętność i myśl, że powinnaś cieszyć się z życia, cieszyć się z tego co masz, z tych drobnych rzeczy, które wywołują najszczerszy uśmiech.
Tak więc robisz..
Na koniec tylko szepczesz: wciąż Cie kocham.
Modlisz się, by Buni było dobrze w niebie
i odchodzisz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz