Próbowałam.
Próbowałam się
oprzeć..
Nie zważać na dotyk jego
dłoni, które wypalały
znaki na moim ciele..
na usta błądzące po
mojej twarzy, zachłannie,
niecierpliwie..
Opierałam się resztkami
rozsądku, aż wziął mnie
w ramiona i jego pragnienie
zrzuciło mnie z klifu..
Przepadałam, zgubiłam
się gdzieś pomiędzy jego
wargami, a słowami
wypowiedzianymi
mimochodem..
Nie ma go, a mimo
to za każdym razem
odwracam się
z nadzieją w oczach,
gdy czuję zapach wtarty
w najczulsze zakamarki
mojego jestestwa..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz