
Zaszedł ją od tyłu.
Czuła jak jego klatka
piersiowa delikatnie
ociera się o jej plecy.
Jej serce łomotało,
oddech znacznie przyśpieszył,
a przecież on nic nie robił -
jeszcze...
Jego ręka wślizgnęła się pod
cienką bluzeczkę,
zamknęła oczy, zwilżyła wargi.
Zataczał malutkie kółka,
po czym stanowczo położył
obie dłonie na jej biodrach
i przyciągnął ją bliżej.
Poczuła jego wzwód na
swoim udzie.
Odgarnął jej włosy i zaczął
całować szyję,
składał nieśpieszne pocałunki,
będące obietnicą najwspanialszej
przygody.
Koniuszkiem języka pobudzał
jej zmysły, odchyliła się bardziej,
a wtedy ją ugryzł.
Jęknęła, a on odwrócił ją ku sobie.
Usiadł na krześle i pociągnął ją za sobą.
Wreszcie mogła go dotknąć,
zobaczyć, był cały jej.
Namiętność z jaką wbiła się w jego wargi,
z pewnością podpaliłaby nie jeden
budynek.
Żar płonący z okolic intymnych
stawał się nie do zniesienia.
Nie miała już połowy ubrań,
tylko te mokre, koronkowe białe
stringi.
Odpięła pasek jego spodni,
lekko się podniósł, by zsunęły
się do kostek.
On.
Nagi.
Jej.
Odsunął kawałek materiału,
a ona wsunęła się na niego.
Ciepła, ciasna, idealna.
Poruszała się rytmicznie,
a on nie potrafił oderwać
od niej oczu.
Pieścił, kąsał,
doprowadzał na skraj,
by nagle razem mogli runąć w przepaść.
Huragan przeszedł przez
ich zakończenia nerwowe...
Nagłe la petite mort...