Otwieram okno,by
poczuć świeże powietrze,
próbuje oddychać - nie mogę,
duszę się i krztuszę.
Upadam na kolana,
łapię się za gardło,
staram się złapać odrobinę
tlenu, by wypełnić spragnione,
zwężone płuca.
Nic nie pomaga, nic nie czuje,
pozbawiona najcenniejszej rzeczy
umieram w mękach.
23.23 - przychodzisz,
otulasz ramieniem moje
zimne, nieruchome ciało.
Powraca puls, serce powoli
zaczyna bić, krew tłoczy się w żyłach,
nabieram koloru.
Łapię haust powietrza, otwieram
oczy.
Błogi stan otula wszystkie moje komórki.
Ty - dawca mojego życia,
respirator przywracający prawidłową akcję serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz